Misterium Wielkiej Nocy
W tym okresie świątecznym zwykle pochłaniają nas porządki i przygotowania, a potem wzajemne odwiedziny, ale z pewnością są chwile, gdy rozważamy sprawy nieco większe od nas samych - te, które są istotą tych świąt. Historia męki, śmierci i wreszcie zmartwychwstania Jezusa Chrystusa jest znana każdemu z nas i bez znaczenia jest tu religia, czy nasza wiara, bo nasza kultura i cywilizacja są z nią głęboko związana. Ponieważ temat istoty wiary bardzo mnie interesuje chciałbym opowiedzieć moją historię związaną z Całunem Turyńskim, który dla wielu jest być dowodem na zdarzenia sprzed dwóch tysięcy lat. O autentyczność Całunu spierają się naukowcy - jedni starają się przekonać do niego innych, inni tropią fałszerstwo, ale wszyscy razem niewątpliwie chcą dociec prawdy. Od niemal tysiąca lat powstają prace naukowe będące efektem studiów nad tym artefaktem. Zdecydowana większość badaczy, choć usiłuje zachować dystans, to jednak ulega fascynacji tym artefaktem...
Świadek Męki i Zmartwychwstania.
Całun Turyński to lniane płótno z odwzorowanym wizerunkiem mężczyzny, przechowywane obecnie w Turynie, w katedrze św. Jana Chrzciciela. Tradycja poddaje, że zawinięto w nie po śmierci na krzyżu Jezusa Chrystusa. Ślady widniejące na całunie bardzo dokładnie odpowiadają opisom Drogi Krzyżowej z Ewangelii.
Właśnie w takim kontekście o Całunie Turyńskim usłyszałem po raz pierwszy. Podczas rozważań na Drodze Krzyżowej kapłan prowadzący modlitwę, zamiast standardowych rozważań, czytał naukową analizę śladów na Całunie i zestawiał ją z opisami Drogi Krzyżowej zawartymi w Ewangeliach. I tak przez wiele lat postrzegałem Całun - jako zapis ostatnich chwil Jezusa z Nazaretu, uczyniony mimowolnie już po jego śmierci.
Kilka lat później dowiedziałem się, że naukowcy zbadali też proces powstania wizerunku na płótnie. Doszli do wniosku, że sam obraz powstał poprzez naświetlenie płótna nieznaną energią o dużej intensywności w bardzo krótkim czasie. To musiał być krótki rozbłysk. W czasie jego trwania płótno od strony wierzchniej swobodnie opadało - tak, jakby ciało, które było nim przykryte, znikło, albo raczej zamieniło się w światło. Dla osoby wierzącej w Zmartwychwstanie Jezusa oraz w autentyczność Całunu, ten krótki opis jest potwierdzeniem niezwykłego zdarzenia z naszej historii. Zdarzenia, które jest podstawą chrześcijaństwa.
Autentyk czy falsyfikat?
Mój trzeci kontakt z Całunem turyńskim miał miejsce w okresie studiów, jakiś czas po tym, gdy ogłoszono wyniki badania izotopu węgla C14. Wskazywały one na to, że Całun jest średniowiecznym falsyfikatem. Znałem ogólnie zasadę takiego pomiaru, choć nie znałem całej metodologii. Sprawa w jakiś sposób mnie osobiście dotknęła, bo autentyczność Całunu przyjmowałem jako pewnik i odczuwałem swego rodzaju rozczarowanie - trochę w myśl zasady "taka piękna historia, szkoda, że nie jest prawdziwa". Kupiłem wtedy książkę o Całunie - nie pamiętam autora, ale był nim jakiś detektyw, który poświęcił wiele lat na badanie autentyczności Całunu, i w wolnych chwilach zagłębiałem się w temat.
Książkę tą zauważył mój współlokator z akademika - student archeologii, a poza tym członek międzynarodówki anarchistycznej, jednocześnie gorący patriota i bardzo mądry człowiek. Wraz ze swoją partnerką - dla równowagi z międzynarodówki komunistycznej - zaangażowany był w kilka awantur o mniejszej i większej skali, związanych z bieżącymi wydarzeniami politycznymi. Okazało się, że temat Całunu był mu znany i tak od słowa do słowa doszło do dyskusji na temat badania metodą C14. Sama metodologia była mu doskonale znana, korzystał z niej już jako student archeologii, natomiast mnie dopytywał o podstawy naukowe samego badania. Gdy zapytałem co sądzi o tym badaniu (a miałem na myśli jego stosunek do kwestii autentyczności), bardzo spokojna do tej pory rozmowa zrodziła w jego ustach niezwykle emocjonalne zdanie:
To zwykłe skur...stwo, co zrobili.
Wypowiedź ta mocno mnie zaskoczyła - w wielu wymiarach. Poprosiłem o rozwinięcie tej myśli i dowiedziałem się, że badania metodą C14 wymagają niezwykle restrykcyjnego podejścia do wyboru próbek. Po prostu nie wszystkie rzeczy się do tego nadają. Przede wszystkim próbki nie mogą być narażone na kontakt z ogniem lub dymem. Na wykopaliskach archeologicznych nie można nawet zapalić papierosa - ba, osoba, która to zrobi musi się umyć i przebrać przed powrotem do stanowiska. Jeśli np. na wykopalisku są ślady po ogniskach, to z góry wiadomo, że ew. badanie będzie zafałszowane. Całun, ze względu na jego znaną historię, nie nadaje się do tego badania.
Dzisiaj kwestie prawidłowości tego badania są podnoszone dość powszechnie, ale wtedy było to dla mnie nowością.
Kwestia wiary.
Cała historia miała dla mnie dość nieoczekiwany efekt. Zawirowania, jakie przeżywałem przy okazji sprawy Całunu zmusiły mnie po raz pierwszy do zastanowienia się czym jest wiara. To wtedy chyba po raz pierwszy usiłowałem oddzielić wiedzę od wiary.
Istnienie potencjalnego dowodu na prawdziwość mojej wiary była dla mnie bardzo budująca. Gdy poddano w wątpliwość ten dowód z jakiegoś powodu dotknęło to mojej wiary. Ten wpływ czynników zewnętrznych mocno mnie zastanowił, bo przecież w żaden sposób nie dotyczył samego przedmiotu mojej wiary - że był Jezus Chrystus, cierpiał, umarł i zmartwychwstał. Całun Turyński jest z tym związany, ale gdybym o nim nie wiedział, to nie miało by to żadnego znaczenia. Samo badanie przecież nie wiązało się z tym zdarzeniem i nie podważało go. Odnosiło się jedynie do samej tkaniny. Tymczasem informacje o Całunie sprawiały, że to, w co wierzę było dla mnie mniej lub bardziej prawdziwe.
Dziś dla mnie wiara to wybór, a nie wiedza, czy przekonanie.
Więc aby wierzyć, musimy dokonać wyboru.