Karma Yonten Gyamtso


Ocean Właściwości Buddy

Duchowa ścieżka: pierwszy impuls

Poszukiwania duchowe i wybór konkretnej ścieżki rozwoju, jaka ma w założeniu nas zaprowadzić do duchowych wyżyn, nie jest prostą sprawą. Dla większości to właśnie szukanie staje się samo w sobie ścieżką, ale część z nas wybrawszy jakąś drogę kroczy nią cierpliwie i wytrwale.

To, że niektórzy z nas wstępują na ścieżkę poszukiwań i rozwoju pod wpływem konkretnych osób, zdarzeń lub przeżyć to oczywistość. Gdy spotykamy się z rzeczywistością, która nas porusza, może ona nas zmienić i ukształtować od nowa nadając naszym poczynaniom inny sens. Przestajemy wtedy zwracać uwagę na rzeczy przyziemne a kierujemy ją na te, które uznajemy za większe, ważniejsze - cokolwiek by to nie miało znaczyć. Szukamy wtedy Boga, oddajemy swoje życie na służbę innym lub po prostu staramy się jak najlepiej spędzić ten czas, który został nam dany tu na ziemi.

Jednak często jest tak, że nasze aspiracje nie mają konkretnych źródeł i przyczyn - po prostu tacy się urodziliśmy, lub ukształtowały nas czynniki tak subtelne, że nie sposób ich jasno wskazać. Tak właśnie to widzę, gdy staram się odnaleźć te najgłębsze i najdalej wstecz sięgające momenty, które zdecydowały o moich wyborach. Jeśli była jakaś konkretna przyczyna, że jestem taki, jaki jestem, to ginie ona w czeluściach mej pamięci. Jedyne co mogę z pewnością powiedzieć to to, że zawsze niezwykle emocjonalnie i silnie czułem wewnętrzną tęsknotę za czymś/kimś, co zawsze nazywałem Bogiem.

Urodziłem się w Polskiej, katolickiej rodzinie - bardzo typowej, może za wyjątkiem nieco większego niż przeciętny poziomu religijności i szacunku dla nauki. Te dwie rzeczy, skądinąd bardzo korzystnie na mnie wpływające, nadały mi poczucie, że należy w życiu starać się jak najbardziej rozwinąć. I z pewnością to one wskazały mi ścieżkę, która nieoświeconym umysłom może się wydać zaprzeczeniem źródeł, z jakich wyrosłem.

Tak jak już napisałem powyżej wychowany zostałem w duchu religijności chrześcijańskiej. Poczucie wyjątkowości własnej religii i własnego szczęścia, że miałem ten przywilej od urodzenia być katolikiem towarzyszyły mi od dziecka. Niby nigdy nikt nie powiedział wprost, ale było to jakieś takie oczywiste dla mnie, że inni się mylą a ostateczna prawda przynależała do nas - katolików. Oczywiście urodzonych w Polsce, ale to przecież tak jasne, że nawet nie trzeba o tym wspominać. Wydaje mi się, że to poczucie towarzyszy wielu.

Z upływem czasu i poznawaniem świata coraz bardziej docierało do mnie, że w każdym miejscu i w każdym zakątku świata ludzie myślą z gruntu tak samo: moja wiara i moja ojczyzna są najlepsze i najwłaściwsze. Stało się dla mnie jasne, choć niewyrażone, że ta właśnie myśl jest jedną z ważniejszych przyczyn konfliktów na świecie.

Dziś powiedziałbym, że ta myśl to tylko swoisty narkotyk dla prostych mas ludzkich, dzięki której można nimi sterować. Chciałbym to bardzo jasno podkreślić - to nie religia, czy patriotyzm są przyczyną nieszczęść, ale myśl, że moja religia i moja Ojczyzna są czymś lepszym od reszty.

Tak więc edukacja sprawiła, że mój świat wypełnił się różnorodnością. Była ona fascynująca, ale nie rozumiałem jej istoty. Zrozumienie, że pod wieloma względami jesteśmy jednakowi niezależnie od miejsca zamieszkania zasiało wątpliwość co do słuszności mojej religii. Mój umysł wypełnili Bogowie i Bóstwa z całego świata. Widać było dość jasno, że wierzenia ludzi ewoluowały w czasie i przestrzeni, choć pewne rzeczy pozostawały niezmienne. Coś to wszystko musiało łączyć.

Oświecenie przyszło niczym do Archimedesa nagle i w niespodziewanym miejscu. Kiedyś przerzucałem książki na półce i znalazłem Katechizm Kościoła Katolickiego. Jakoś tak bezwiednie usiadłem na podłodze i zacząłem kartkować. Jako pierwsze przeczytałem zdanie:

Jest jeden Bóg.

Nigdy więcej nie miałem wątpliwości.

 Stworzenie Adama