Droga do A.M.O.R.C.
Moje zainteresowania duchowością - ciągle dość rozległe i otwarte - skupiły się na idei Różo-Krzyża. Z książek wyczytałem wszystko co mogłem i czułem całym sobą, że to mało. Duchowa ścieżka o ile miałaby przynieść szybkie rezultaty jawiła się jako stroma i niebezpieczna - na taką wyprawę iść samotnie to rzecz niezwykle ryzykowna. Oczywiście poszukujący dość łatwo odnajduje ludzi sobie podobnych, jednak pragnienie zagłębienia się w duchowość sprawia, że szukamy jakiegoś wzorca, do jakiego moglibyśmy się dostosować. Wzorzec ten z jednej strony musi być bliski i namacalny, a z drugiej musi na prawdę reprezentować jakiś ideał dla nas - musi raczej wyznaczać kierunek niż stanowić cel sam w sobie. Raczej nie należy oczekiwać, że ludzie na naszym poziomie wskażą nam cel, do jakiego powinniśmy dążyć. Myślę, że tu jest siła i wartość wszelkiego rodzaju duchowych mistrzów. Mistrz, jego postawa, wiedza i umiejętności, są oczywiście dla nas celem i wzorcem, ale tak na prawdę Mistrz jest dla nas przewodnikiem na trasie, jaką sam już przeszedł. Ale też przecież idzie. Któregoś dnia Mistrz staje się przyjacielem w drodze do celu. Spotkać prawdziwego Duchowego Mistrza (czyli takiego, który osiągnął Mistrzostwo) jest jednak ciężko - dużo łatwiej jest znaleźć grupę pielgrzymów, lub choćby zakupić przewodnik. Tak właśnie postrzegałem Zakon A.M.O.R.C., gdy się do niego przyłączyłem.
Jak zostać członkiem Zakonu A.M.O.R.C.?
Zakon A.M.O.R.C. wydawał się mi względnie dostępny - można było znaleźć dość sporo informacji na jego temat, oferował naukę w prostej formie korespondencyjnego kursu, oraz dawał poczucie bezpiecznej anonimowości.
Kwestia anonimowości potwierdzona została w pełni - jestem obecnie oficerem A.M.O.R.C. a nazwiska członków (poza tymi, których miałem przyjemność poznać osobiście) nie są mi znane. Nie jest mi znany przypadek wyjawienia tożsamości członków. Lojalność Zakonu jest tu bezwarunkowa - nawet, gdy jakiś członek zrezygnuje i sam okaże się nie do końca lojalny. Jako ciekawostkę podam tu pewną informację, o jakiej dowiedziałem się niedawno. Członkami naszego Zakonu są różni ludzie - trafiają się też osoby znane, rozpoznawalne i "medialne". Takie osoby podlegają w Zakonie szczególnej ochronie - jeśli tego sobie życzą informację o ich członkostwie może posiadać jedynie Mistrz Loży, lub nawet wyłącznie Imperator, i to oni przygotowują materiały dla tych szczególnych osób. Wszystko to po to, aby informacja o ich afiliacji nie została w jakiś szczególny sposób nadużyta.
Oczywiście informacja, że Edith Piaf była członkiem A.M.O.R.C. i jej marketingowe wykorzystanie jest niezwykle cenna dla Zakonu, ale tu mowa o postaci historycznej, która jest obiektem badania historyków i którzy takie fakty z życia ludzi wyciągają na światło dzienne. Natomiast informacja o duchowych aspiracjach ludzi jest rzeczą niezwykle intymną i bardzo często ludzie nie chcą się tą rzeczą dzielić. W Polsce jest duża grupa członków Zakonu, bardzo zaawansowanych w swoich studiach, które nigdy nie miały kontaktu z Zakonem na planie fizycznym. To jest ich wybór.
Wracając do moich poszukiwań to miałem świadomość, że istniały w tamtym czasie inne organizacje o podobnym charakterze, i które badałem. W szczególności myślę tu o Lectorium Rosocrucianum i pewnych zakonach bardziej niedostępnych - ale ta pierwsza organizacja okazała się kościołem gnostycznym, co mnie po prostu nie interesuje, a te pozostałe nie miały takiej siły przyciągania. W każdym razie czułem wobec nich jakiś opór wewnętrzny i zaufałem w tej kwestii intuicji.
Tak więc dokonałem wyboru. Po wysłaniu zapytania do Polskiej Administracji otrzymałem broszurę z formularzem akcesyjnym. Zapoznawszy się z treścią broszury, wypełniłem formularz, opłaciłem wpisowe i wysłałem wszystko do Administracji wraz z aktualnym zdjęciem. To było już wszystko - zostałem członkiem Różokrzyżowego Zakonu. Taka świadomość miło działała na moje ego, ale z drugiej strony nigdy się tym specjalnie nie chwaliłem i po tych wszystkich latach grono znajomych, którzy o tym wiedzą jest dość skromne.
W tym miejscu chciałbym wyjaśnić pewną kwestię odnoszącą się do niniejszego blogu: staram się zachować tu anonimowość, ale nie robię z tego wielkiej tajemnicy. Gdyby moja tożsamość została w jakiejś formie ujawniona, byłoby to co prawda pewnego rodzaju nadużyciem mojego zaufania, ale po sądach bym takiej osoby nie ciągał. No chyba, że taka rzecz wiązałaby się z chęcią zaszkodzenia komuś trzeciemu.
Monografie.
Wraz z pierwszymi przesyłkami dostawałem bardziej precyzyjną wiedzę o Zakonie, czym się zajmuje i jak działa. No i oczywiście rozpoczął się kurs polegający na otrzymywaniu Monografii - od tamtej pory miesiąc za miesiącem, rok za rokiem i stopień za stopniem przekazywana mi była wiedza oraz materiały do medytacji i kontemplacji.
Monografie są nieprzebranym skarbcem wiedzy, ćwiczeń i świadectwem pracy innych, mnie podobnych ludzi. Monografie ulegają nieustannym zmianom - są dostosowywane do potrzeb współczesnego świata. Przedstawiają wiedzę nie tylko duchową i ezoteryczną. Są bardzo rozbudowanym kursem współczesnej wiedzy o świecie. Co prawda wielokrotnie mnie irytował sposób prezentowania tej wiedzy, ale muszę przyznać, że wynikało to z mojego wykształcenia, które jest nieco wyższe niż przeciętne. Gdy zastanawiałem się jak ja daną rzecz bym przedstawił w formie strawnej dla wszystkich, to musiałem uznać, że raczej nie zrobiłbym tego lepiej. Konieczność dostosowywania poziomu przekazywanej wiedzy do poziomu odbiorcy jest bardzo trudną, a jednocześnie niezwykle ważną sprawą jest aby materiały zostały zrozumiane.
Inicjacja.
Wędrówka po duchowej ścieżce zaczyna się od inicjacji. Inicjacja do Zakonu najpierw odbywa się w Domowym Sanctum. Domowe Sanctum to miejsce, gdzie w samotności i ciszy przeżywamy naszą afiliację podczas medytacji i studiów nad monografią. Domowe Sanctum jest naszą prywatną świątynią.
Każdy członek Zakonu ma też możliwość uczestniczenia w inicjacji w Loży. Tam, w towarzystwie oficerów i gości może przeżyć swoją afiliację bardzo głęboko. Jest to też oczywiście okazja do poznania innych członków Zakonu - naszych Braci i Siostry. I ten aspekt różokrzyżowej afiliacji jest na prawdę trudny do przecenienia.
Istnieje jeszcze jeden rodzaj inicjacji - w pełni duchowej i mistycznej - jego przeżycie ma bardzo osobisty i intymny wymiar. Jest ona zapowiedziana i obiecana. Gdy następuje - jest ostatecznym i bezwarunkowym potwierdzeniem naszego zaangażowania, realności naszego celu i skuteczności obranej drogi. Z głębi serca życzę jej dostąpienia każdemu idącemu ścieżką Różo-Krzyża.
Spotkanie z innymi członkami Zakonu.
Zazwyczaj pierwsze spotkanie z innymi członkami Zakonu ma związek z inicjacją - jest to najlepsza metoda na poznanie innych Braci i Sióstr, ale oczywiście nie zawsze się tak dzieje.
W tym miejscu przypominają mi się słowa jednego z Braci, który opisywał swoje pierwsze spotkanie z innymi członkami. Przed spotkaniem skontaktował się telefonicznie i dowiedział, w jakich terminach są organizowane konwokacje. Gdy się w końcu zdecydował i wybrał na konwokację w drodze rozważał kogo spotka - jak sam mówił, spodziewał się "co najmniej lewitujących i niewidzialnych mistrzów". Tymczasem wyszedł do niego jakiś zakatarzony człowiek i powiedział, że jest Mistrzem Pronaosu, ale konwokacji nie ma, bo jest chory i nie będzie w stanie jej poprowadzić. Niemniej jednak przybyłych było całkiem sporo, więc odbyło się spotkanie nieformalne, które choć częściowo zrekompensowało rozczarowanie.
Mój "pierwszy raz" miał miejsce na formalnym zebraniu założycielskim Stowarzyszenia A.M.O.R.C. w Polsce. Stowarzyszenie już nie istnieje, zostało zastąpione przez Fundację A.M.O.R.C., ale odegrało swoją rolę w kształtowaniu obecności Zakonu na Polskiej Ziemi. Nie miałem jakiś szczególnych oczekiwań, ale byłem trochę zaskoczony dyskusjami jakie się przy tej okazji toczyły. Nie było tam miejsca na żadną duchowość - niestety Zakon musi w jakiejś formie prawnej funkcjonować - ktoś musi tłumaczyć materiały, drukować i wysyłać monografie, zbierać składki. Trzeba też wynajmować pomieszczenia i rozliczać się z Urzędem Skarbowym. Tym zajmowało się Stowarzyszenie a obecnie Fundacja. Trudno przed obliczem Urzędu Skarbowego wykazywać się rozwiniętą duchowością. Zwykłe przyziemne sprawy...
Kolejne spotkanie było już dla mnie merytoryczne i dużo bardziej owocne - niemniej to pierwsze właśnie uświadomiło mi ogrom pracy, jaka stoi za moją przynależnością do Zakonu. No i za co płacę składki.
Tak więc jeśli już ktoś z czytelników zostanie członkiem naszego Zakonu i uda się na spotkanie może spokojnie oczekiwać zwykłych ludzi jemu podobnych. Zostaje mi w tym momencie życzyć, aby trafił na jak najbardziej zwyczajne i normalne spotkanie Zakonu.
Udział w aktywności Zakonu.
Poznanie innych członków Zakonu popchnęło mnie do zaangażowania się w struktury terenowe. Spotkania pronaosu odbywają się w dość wąskim gronie - nie ma takiego obciążenia ceremonialnego, nie pochłania to tak dużo czasu jak spotkanie na poziomie Loży. Jest za to większa łatwość dyskusji nad rozważeniami.
Jestem oficerem w Loży i Pronaosie. Brałem udział w pracach na obu poziomach zarówno jako zwykły uczestnik, jak i oficer prowadzący. Z tej perspektywy muszę powiedzieć, że:
- uczestnictwo w pracach pronaosu dało mi dużo więcej niż studia domowe i więcej niż zaangażowanie w Loży.
Nic nie zastąpi oczywiście indywidualnej pracy, ale praca grupowa jest najczęściej dużo bardziej efektywna. Jednocześnie działalność na poziomie Loży z racji ilości uczestników zazwyczaj blokuje i ogranicza nadmiernie indywidualność. - uczestnictwo jako oficer daje znacznie więcej niż jako gość.
Praca (służba!) w charakterze oficera daje większy wgląd w to, co się dzieje i daje możliwość rozumowego przyswojenia sobie tej formy aktywności. - uczestnictwo jako Mistrz (osoba prowadząca) daje jeszcze większy wgląd - tym razem na poziomie duchowym.
To fascynujące przeżycie wiedzieć jaki jest cel pewnych działań i obserwować, jak ten cel się realizuje - a to widać jedynie z poziomu Mistrza.
Mistrz Róży i Krzyża.
Powyższe oświadczenie o przeżyciu różokrzyżowej afiliacji właściwym dla Mistrza nie należy rozumieć jako deklaracja osiągnięcia przeze mnie ostatecznego poziomu duchowego mistrzostwa. Chodzi mi tu oczywiście o funkcje administracyjne oraz osiągnięcie poziomu na jakim składamy przysięgę Mistrza Świątyni.
Przypominają mi się tu słowa moich Braci.
Jeden z nich zajmuje się rzemiosłem i po czasie praktyki zdał egzaminy mistrzowskie swojego cechu. Na spotkaniu, na którym otrzymał dyplom to poświadczający był ze starszym kolegą z cechu, który był już mistrzem tego rzemiosła. Gdy odebrał swój dyplom to powiedział do niego:
- No to teraz mów mi "Mistrzu"!
- O nie mój drogi. "Mistrzem" to będziesz, jak przyjdzie do Ciebie uczeń.
Każdemu, kto jest na ścieżce życzę przejścia przez te etapy, aż do poziomu Mistrza Świątyni i doświadczenia ich w pełni.
Tym, którzy jeszcze tego nie doświadczyli na pocieszenie drugi cytat:
Prawdziwy Mistrz musi czasami czekać bardzo długo, aż trafi się uczeń godny Jego wiedzy.
F.R.C.