Duchowa Ścieżka
Pod okiem demiurga.
Jakaś kraina, miasto - nie na Ziemi, albo na Ziemi, ale w przyszłości.
Pewnego dnia zaczęli ginąć ludzie - na początku nie były znane powody. Po prostu umierali lub zamieniali się w coś w rodzaju "zombi" atakujących zdrowe jednostki. Problem obejmował coraz większe obszary i nie wiadomo było jak z nim walczyć, ani nawet na czym polega.
Trwało właśnie jakieś zgromadzenie w tej sprawie, gdyż wiadomo, że nieznane zło zbliża się do naszej miejscowości - i właśnie w tym momencie "zaraza" dopadła obecnych tam ludzi. Ludzie umierali albo popadali w szaleństwo. Część zebranych zaczęła uciekać, a część chciała walczyć z "przemienionymi" - jednak nieuchronne dopadało tak samo często jednych, jak i drugich. Ja przetrwałem.
Inna sytuacja, inny czas... Grupa ludzi odporna (?) na "zarazę" dostosowała się do nowej sytuacji. Musieliśmy żyć we wspólnocie chroniąc się wzajemnie przed zagrożeniem, które w jakiś sposób utrzymywało przy istnieniu, a zarazem kontrolowało, te ostatnie grupy "zdrowych" - sytuacja rodem z "Wehikułu czasu".
Kolejna zmiana czasu i miejsca... Miałem zawrzeć małżeństwo i wymagało to "zgody" od tego czegoś co nas kontrolowało. Zgoda nie była wyrażana wprost - część takich związków nie była akceptowana i podejmowałem po prostu ryzyko, że to się nie spodoba "nadzorcom".